+

Cytat

"Look for the one Marshall loves the most"

Rozdział 5

Wszystkie koty zgromadziły się dookoła Skały Słowa, na której już kilka długich chwil stała Mapplestar i opierająca się o nią Wildstar. Stiffclaw nie chciał wtrącać się w rozmowy wojowników, nie był przecież jednym z nich. I choć był kimś porażająco ważnym w klanie, nie odczuwał tego dużego znaczenia. Prawdę mówiąc wciąż żywił do Mapplestar urazę. Nie uwierzyła w niego, gdy prawda o jego stale wysuniętych pazurach wyszła na jaw, i skazała go na nudne, zmarnowane życie! Gdyby nie Silverlake, Stiffpaw prawdopodobnie odszedłby z klanu i już nigdy przenigdy nie wrócił. A teraz tak czy inaczej nie miał na tyle odwagi, by dołączyć do dyskusji, która miała ogromne znaczenie. Jeśli Wildstar faktycznie spotkała wybawiciela lasu, nie można było tego zignorować!
Wildstar nie miała siły, by w tym samym czasie stać i tłumaczyć wszystkim kotom, co takiego się wydarzyło, dlatego bez wahania położyła się na Skale. Słychać było jej głośne odetchnienie pełne ulgi i wdzięczności, że mogła wreszcie odpocząć.
Panowała absolutna cisza, z jakiegoś powodu nawet ptaki przestały ćwierkotać, a silny dotychczas wiatr uspokoił się. Stiffclaw pomyślał o klątwie i jej skutkach. Każda rozmowa na temat przeklętej krwi kończyła się bardzo poważnie - zazwyczaj bójką bądź rozłamem klanu, tak jak to wydarzyło się, gdy Whiteleaf, dawna medyczka klanu, wypędziła Graystara i przeklęte kocięta z lasu. Wtedy to Wildstar pokłóciła się ze swoją córką Mapplefoot, która była przy tym jej zastępczynią. Wildstar odeszła z kilkoma kotami, tworząc w ten sposób nowy klan.
Medykowi towarzyszyło niepokojące uczucie, że za chwilę wszystko może przyjąć zupełnie nieoczekiwany i przede wszystkim nieciekawy obrót.
- Jak już wysłałam wszystkie patrole łowieckie, nie został mi prawie żaden kot, który mógłby sprawdzić granice terytorium. Postanowiłam więc osobiście wybrać się na ten całkiem przyjemny spacer - opowiadała Wildstar, co jakiś czas przerywając, by złapać nieco więcej powietrza. Liderka FireClanu była już całkiem stara i dokuczały jej problemy oddechowe, dlatego też wcześniejszy długi bieg wycisnął z niej wszelkie możliwe siły. - Przy granicy ciągnącej się wzdłuż płotu rozdzielającego łąki od siedliska Dwunogów spotkałam dużego beżowego kota. Spał, więc postanowiłam go obudzić. Żaden kanapowiec nie będzie spał na mojej ziemi!
- Wildstar, przejdź do rzeczy - ponagliła Mapplestar. Starsza kotka posłała jej wściekłe spojrzenie pełne urazy, nie miała jednak energii, by rozpocząć kłótnię. Chciała dokończyć swoją opowieść.
- Poznałam syna Hopeeye zaraz po tym jak otworzył oczy.
- Jesteś pewna, że to on? - odezwał się ktoś z tłumu.
- Poznałam po... właściwie po wszystkim. Ten kot był tak podobny do Hopeeye...! Beżowa sierść, pręgowana w ciemne pasy i te zielone oczy! To musi być Tinykit.
- Jesteś w stanie nam pokazać to miejsce, gdzie go widziałaś, czy wolisz odpocząć? - zapytała Mapplestar z troską. Cóż, nic dziwnego, że troszczyła się o Wildstar, w końcu stara kotka była jej matką. Niekoniecznie kochaną, ale jednak matką.
- Ta sprawa nie może czekać! Nie gdy Starclan ma szansę wrócić na niebo! - wrzasnęła Wildstar, wbijając już nieco stępione pazury w skałę. Spojrzała na klan Mapplestar. - Kto tutaj jest najszybszy?
Z tłumu wyszła Goldenstorm, a tuż za nią Birdflight.
- Dwa koty wystarczą - skinęła głową liderka FireClanu.
- Jakim prawem zarządzasz moją grupą?! - Warknęła Mapplestar, wstając. Wzburzona posłała matce nienawistne spojrzenie, ewidentnie chcąc zrzucić ją ze skały.
Nienawiść w czystej postaci - pomyślał Stiffclaw, wstając i ruszając w stronę zebranych. Wiedział, że nic nie działa na kłócące się koty tak uspokajająco jak ostrzegawcza przemowa medyka. Choć StarClan zniknął, tak jak powiedział Oakshadow, medycy wciąż mieli władzę dorównującą ważności słów samego lidera.
- Nie pora na wojny, drogie przywódczynie - zawołał z dołu. Zasiadłszy pomiędzy Goldenstorm, a Birdflight, rozpoczął wykład. - Chciałem iść z dwiema wojowniczkami, by przypilnować przeklętego młodzika, który może zachować się nieprzewidywalnie, natomiast widzę, że to wami muszę się zająć.
- Stiffclaw, jeśli masz iść, to lepiej ruszaj - rzuciła Wildstar, kładąc uszy po sobie. Jasnym było, że chciała pozbyć się młodego, bezczelnego medyka, który miał na tyle odwagi, by stanąć pomiędzy dwiema liderkami.
- Powiedziałam coś, Wildstar! - Mapplestar uniosła głos. Stiffclaw westchnął i na chwilę spuścił łeb w geście rezygnacji. Po chwili jednak wstał i, zwróciwszy się w stronę klanu, przemówił.
- Nikt nie pójdzie po Tinykita, bo nasze liderki trzeba niańczyć jak młode kocięta. Rozejdźcie się do swoich zadań! - polecił im Stiffclaw, puszczając przy tym niewidzialne dla przywódczyń oczko. Wszyscy zrozumieli jasny przekaz i zaczęli się rozchodzić. Stiffclaw usłyszał wściekły warkot tuż przy swoim uchu. By uniknąć podrapania, natychmiast odskoczył; w końcu sprzeciwianie się liderce musi nieść ze sobą jakieś konsekwencje! Mapplestar wbijała w medyka mrożący krew w żyłach wzrok i oczywistym było, że z całego serca chciała mu podrapać uszy, o ile ich nie rozszarpać. Wildstar całkiem szybko znalazła się obok swojej córki i z równie groźnym spojrzeniem rzekła:
- Musisz swojego medyka wytresować, inaczej niedługo wejdzie ci na głowę - mruknęła.
- Staram się wam uświadomić, jak wielki błąd popełniacie, kłócąc się w takim momencie! - miauknął Stiffclaw, próbując powstrzymać przywódczynie przed atakiem na jego liche ciało. - Czy nie możemy na chwilę zapomnieć o tym, że w lesie są dwa klany, i żyć jako jedna duża potężna grupa?
- Nie pora na decydowanie o tak ważnym sprawach, jakim jest łączenie klanów. Trzeba znaleźć tego kota, który rzekomo ma być Tinykitem - zawołała Mapplestar. Stiffclaw spostrzegł, że wszyscy członkowie klanu ponownie zaczynają się schodzić pod Skałę. Mapplestar siadła spokojnie, Wildstar zrobiła chwilę później to samo. Wokół nich zgromadzili się wojownicy.
- Mapplestar, dobrze wiesz, że ja i tak nie mógłbym iść na poszukiwanie przeklętej krwi. Moim zadaniem jest leczyć koty, które pozostaną w obozowisku. Ale chciałbym cię prosić, by moja siostra Featherstorm poszła razem z dwoma wybranymi kotami. Potrafi rozmawiać z innymi, dogada się z wybrańcem - Stiffclaw grzecznie poprosił liderkę o tę drobną przysługę, chyląc przed Mapplestar głowę na znak pokory. Wiedział, że jego siostra będzie wdzięczna, jeśli pójdzie na tak ważną misję.
- Stiffclaw, twoja siostra jest młodym wojownikiem. Ryzykujesz jej życiem, prosząc o wysłanie jej na tak niebezpieczną misję - stwierdziła Mapplestar, bojąc się zgodzić na tą prośbę.
- Ryzykujemy życiem, wyruszając na polowania, i przed tym jej nie powstrzymujesz - Stiffclaw podał ten kontrargument, jak gdyby miał go od dawna przygotowanego. Nagle obok niego pojawiła się Featherstorm i, nie chyląc głowy przed przywódczynią, rzekła:
- Mapplestar, nic mi nie będzie, a pomoc w zadaniu przyda się każdemu - spojrzała na Goldenstorm i Birdflight, posyłając im ciepły uśmiech. Znów obróciła spojrzenie na przywódczynię, starając się ją przekonać zdeterminowanym spojrzeniem. Liderka chwilę milczała, po krótkiej chwili niepewności westchnęła i kiwnęła głową.
- Dziękuję, Mapplestar - powiedziała Featherstorm. Nie czekając na odpowiedź, razem z dwiema wojowniczkami rzuciła się ku wyjściu z obozu. Stiffclaw wyprostował się wreszcie, patrząc za swoją siostrą.
Jeśli zginie z łap tego kota, przynajmniej umrze jako prawdziwa wojowniczka, a nie jako tchórz, który unika śmierci, by nie zniknąć - podsumował Stiffclaw, w głębi duszy czując jednak niepokój.

***


Trzy koty szły przez las, rozglądając się za ewentualnymi zagrożeniami bądź śladami poszukiwanego obiektu. Birdflight, jako zastępczyni, szła pierwsza i rzucała do tyłu polecenia, które przejmowała idąca pośrodku Featherstorm. Jej zadaniem było wypatrywanie wszystkiego, co mogłoby umknąć bacznemu spojrzeniu Birdflight. Na samym końcu maszerowała Goldenstorm, wyszukując charakterystycznych, nieznanych zapachów. Każdy kot w HollyClanie wiedział, że złota kotka ma najlepszy węch w całej grupie!
Dwie starsze wojowniczki rozmawiały ze sobą, Featherstorm nie włączyła się do rozmowy. Była pochłonięta wyobrażaniem sobie tajemniczego kota, o którym słyszała wiele przeróżnych historii - od tych przerażających, po te pełne nadziei. Jedni twierdzili, że przeklęta krew sprowadzi jeszcze więcej nieszczęścia do lasu niż do tej pory. Inni mówili, że wszystko się odmieni i ponownie koty będą trafiać do StarClanu. Featherstorm nie do końca wiedziała w co ma wierzyć.
Jej rozmyślania przerwało zawołanie Birdflight.
- Przekroczyliśmy granicę FireClanu, niedługo wyjdziemy z lasu! Przygotujcie się!
Wszystkie trzy kotki natychmiast opuściły ogony i zgięły łapy, by ukryć się w niezbyt długiej trawie. Featherstorm czuła jak soczyście zielone źdźbła smerają ją po brzuchu. Pora Zielonych Liści dopiero co się zaczęła, więc zarówno roślinność jak i zwierzyna była w pełni wyrośnięta.
Drzewa przerzedziły się, odsłaniając czyste niebieskie niebo. Chwilę później również krzaki zniknęły, a pozostała jedynie otwarta przestrzeń pól i łąk. Kilkadziesiąt lisich długości od trzech wojowniczek zaczynał się płot odgradzający FireClan od Dwunogów.
- Ruszamy, czuję zapach Wildstar - miauknęła Goldenstorm, wyprzedzając Birdflight. Ta nie miała nic przeciwko; wolała znaleźć Tinykita na chwilę poświęcając swoje przywództwo, zamiast tracić czas na bezsensowne kłótnie. W przeciwieństwie do Mapplestar i jej ciągłych kłótni z matką. Birdflight jak do tej pory wykazuje cechy wspaniałej liderki - pomyślała Featherstorm, podążając za dwiema kotkami. Trzymała się blisko ciemnobrązowego ogona zastępczyni.
- Stać! - ostrzegła Goldenstorm, gwałtownie się zatrzymując i rzucając brzuchem na ziemię. Trawa przysłoniła ją na tyle, by zamaskować złoty kolor, ale pozwolić kotce obserwować, co się dzieje wokół niej. Birdflight zrobiła tak samo, szara kotka nieco wolniej zareagowała, ale koniec końców zniknęła przysłonięta zieloną kurtyną. Zaczęła obserwować. By zrozumieć, czemu Goldenstorm się schowała, musiała wytężyć wszystkie swoje zmysły. Dopiero po głębszym skupieniu wyczuła nieznajomą woń.
- Co to za zapach? - szepnęła do brązowej kotki, która leżała przed nią.
- Pies. Teraz żałuję, że nigdy nie zabrałam cię na terytorium FireClanu. Nauczyłabyś się, jak radzić sobie z tymi zapchlonymi kreaturami - dawna mentorka Featherstorm wydawała się przybita faktem, że pominęła ważny element treningu na wojownika. Spotkanie z psem było konieczne, by zrozumieć, jak niebezpieczne są te stworzenia. - Możesz się zdziwić, jeśli ci to powiem, ale uważam, że psy są nieco mądrzejsze od lisów. Więc trzeba omijać je z daleka.
- Przecież to psy! - zdziwiła się Featherstorm.
- Na razie nie będziemy z nimi walczyć. Wyczuwam dwa różne zapachy, co nie wróży zbyt dobrze - mruknęła Birdflight, doczołgując się do Goldenstorm. Wymieniły kilka cichych, szybkich zdań, po czym brązowa kotka obróciła się w stronę płota i zaczęła się do niego skradać. Powoli, z należytą estetyką, by nie wydać najcichszego dźwięku. Goldenstorm podążyła za nią, wykonując w stronę Featherstorm ruch ogonem, by i ona szła we wskazaną przez Birdflight stronę. Zastępczyni zatrzymała się przy płocie, rozejrzała się i dyskretnie skoczyła na jego czubek. Szybko zbadała okolicę za płotem, po czym kiwnęła głową w stronę Goldenstorm, dając kotce sygnał, że jest bezpiecznie. Wojowniczka przeskoczyła płot, więc przyszła pora na Featherstorm. Młoda kotka zrobiła to co jej towarzyszki, rozejrzała się i błyskawicznie wdrapała na płot. Zeskoczyła na drugą stronę, zapominając o zbadaniu okolicy.
- Featherstorm! - krzyknęła Birdflight, gdy szara kotka wciąż leciała w dół. Featherstorm zerknęła na biegnącą w jej stronę zastępczynię, później przeniosła wzrok na widocznie przerażoną Goldenstorm, nie zdążyła jednak spojrzeć w prawo, bo chwilę później właśnie z tej strony coś uderzyło w nią z ogromną siłą.
Kotka odleciała w bok, spadła na ziemię i przeturlała się po ziemi, zanim zatrzymała się, uderzając w płot. Stęknęła, czując silny ból w plecach.
- Co tu robicie, potwory? - zapytał nieznajomy głos. Featherstorm powoli otworzyła oczy, dostrzegając przed sobą dwie postaci swoich towarzyszek i jedną należącą do kota, którego Featherstorm nigdy nie widziała.
- Jak śmiesz atakować wojowników?! - wrzasnęła Goldenstorm, próbując podrapać ciemnobrązowego pręgowanego kocura, który przewyższał ją co najmniej o głowę. Wojowniczka jednak była zdeterminowana, by odpędzić osobnika przeszkadzającego im w poszukiwaniach. - Odejdź, jeśli chcesz zachować swoje piękne uszy!
- Goldenstorm, uspokój się - mruknęła Birdflight, przyjacielsko trącając kotkę pyskiem. Goldenstorm odetchnęła i schowała pazury, choć wciąż nie spuszczała z nieznajomego kanapowca uważnego spojrzenia. Birdflight zwróciła się do kota: - Może zechcesz nam pomóc?
- Mam wam pomagać? Jeszcze czego! Odejdźcie! - warknął kot. Featherstorm była zaskoczona odwagą kanapowca.
Poczuła nagły przypływ złości. Jak on śmie lekceważyć NAS, wojowników?! - pomyślała z gniewem, podnosząc się z ziemi i przechodząc pomiędzy zastępczynią a Goldenstorm, by stanąć oko w oko z atakującym. Stał przed nią masywny, czarno-biały kot o ogromnych łapach, zmierzwionej sierści i poszarpanym uszom. Widać było od razu, że jest typem wojownika, ale Featherstorm była pewna, że w walce nigdy jej nie dorówna umiejętnościami.
- Nie musiałeś miażdżyć mi boku - burknęła od niechcenia, robiąc krok do przodu. Wysunęła przy tym pazury, by ostrzec nieznajomego, że nie zawaha się zaatakować.
- Może i nie. Szukacie czegoś, prawda? Powiedzcie czego i znikajcie - powiedział kot, uspokajając się. Zdziwiło to nie tylko Featherstorm, ale również dwie kotki, które stały nieco za nią.
- Skąd taka zmiana? - zapytała Featherstorm, przysiadając.
- Myślałem, że zamierzacie mnie zabić, bądź skrzywdzić kogoś z mojej rodziny. Ale ty nie wyglądasz na kota, który chciałby kogokolwiek skrzywdzić - uśmiechnął się do Featherstorm, której zrobiło się dziwnie ciepło. Skóra zaczęła ją piec.
Nieznajomy kot miał na imię Jack. Okazał się być naprawdę miłym kanapowcem, choć trzy wojowniczki wciąż czuły do niego pewną niechęć. Może ze względu na jego miejsce zamieszkania, może z powodu pierwszego wrażenia jakie na nich wywarł - to było nieistotne. Gdy tylko powiedział im, gdzie znaleźć beżowego kota o zielonych oczach, natychmiast uciekły z tamtego ogrodu.
- Stiffclaw dobrze zrobił, gdy poprosił Mapplestar, żebyś poszła z nami - zaśmiała się Birdflight, kładąc swój puszysty ogon na grzbiecie Featherstorm. - Nie wiem, dlaczego to zrobił, ale mam wrażenie, że wie coś, czego my nie mamy prawa wiedzieć. Powinnaś go o to zapytać, gdy wrócimy.
- Jesteś zbyt podejrzliwa, Birdflight - zauważyła Goldenstorm, przeskakując kolejny płot. - Jesteśmy! - Zawołała, będąc po drugiej stronie. Featherstorm i zastępczyni natychmiast zerwały się do biegu, przeskakując ogrodzenie jednym ogromnym susem. Wylądowały na miękkiej, zielonej trawie, innej niż ta w poprzednich ogrodach.
- Dziwnie się tu czuję - wyznała Featherstorm. - Wy też macie dziwne uczucie, że czyha tu coś złego?
- Ooo tak! - fuknęła Goldenstorm ostrzegawczo. Birdflight pisnęła nagle i Featherstorm błyskawicznie obróciła się w jej kierunku. Do ziemi przygniatał ją ogromny szary kot z białym podbrzuszem i zieloną obrożą. Wydawał się równie wielki jak dwa borsuki i Featherstorm straciła całą swoją wiarę we własne możliwości. Odzyskała je dopiero wtedy, gdy Goldenstorm rzuciła się na szarego kota, ściągając go z bezbronnej Birdflight. Walka szybko przybrała dla trzech wojowniczek korzystny kurs - Featherstorm i Goldenstorm przyparły kocura do ściany domu, dając czas Birdflight na dojście do siebie.
- Mysie móżdżek! - krzyknął ktoś z tyłu. Zanim Featherstorm zdążyła się obrócić, kolejny kocur zdołał skoczyć na jej plecy i wbić długie pazury w grzbiet. Kotka pisnęła z bólu, przewalając się na plecy, by pozbyć się nieznajomego. Kot puścił ją, dzięki czemu kotka mogła zrozumieć sytuację i zobaczyć swojego przeciwnika. Stał przed nią potężny beżowy kot w ciemne pręgi. A oczy miał bardziej zielone niż trawa, na której stała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS | x x.