— Stiffpaw, twoja mentorka Silverlake, była doskonałym medykiem. Służyła naszemu Klanowi przez wiele księżyców, leczyła koty, które większość innych medyków z góry by przekreśliła. Nie poddawała się, walczyła do ostatniej możliwej chwili. Dzięki temu wciąż mamy w HollyClanie Tigerhearta, którego pszczele ugryzienia nie zdołały uśmiercić — tutaj rozległy się głośne okrzyki radości zebranych kotów. Mapplestar wiedziała, że ocalenie Tigerhearta znaczyło znacznie więcej, niż dotychczas, gdy czasy były spokojne, a StarClan czuwał nad lasem i kotami w nim mieszkające. Liderka uciszyła zgromadzonych uniesieniem łapy. Wszyscy zamilkli, pozwalając przywódczyni Klanu kontynuowanie przemówienia. — Tigerheart nie przeżyłby jednak, gdyby nie pomoc Silverlake i jej zdolnego ucznia Stiffpaw'a. Niestety wczoraj w nocy Silverlake zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Wysłałam trzy patrole, by ją odnaleźć. Ppo kotce nie został ani ślad. Potrzebujemy nowego medyka i choć Silverlake nie zdążyła ci nadać pełnego imienia, Stiffpaw, zasługujesz, by został pełnoprawnym medykiem.
— Wstań i podejdź do Skały Słowa — Featherpaw szepnęła Stiffpaw'owi do ucha. Jako jego siostra, zawsze mu pomagała, podpowiadała i doradzała, wspierała z całego serca. Wiedziała, że Stiffpaw od początku swojego życia chciał być wojownikiem, lecz los obdarzył go stale wysuniętymi pazurami, co błyskawicznie je stępiło.
"Mogę być wojownikiem! Umiem gryźć! Dam radę każdemu zdrajcy i intruzowi! Każdej zdobyczy! Jeśli będzie trzeba, zacznę pracować ciężej niż inni! Proszę Mapplestar... Pozwól mi być wojownikiem."
Featherpaw doskonale pamiętała słowa brata, rozpaczliwą prośbę i późniejszy płacz, gdy liderka odrzuciła błaganie Stiffpaw'a, zmuszając go, by przeniósł się do legowiska starszyzny.
Pamiętała również, jak młody staruszek odnalazł się w roli medyka. Widziała oczami wyobraźni roześmiany pyszczek brata, gdy spędzał czas z Silverlake. I później jego ceremonię na ucznia medyka...
A teraz jej młodszy o kilka uderzeń serca braciszek miał zostać medykiem!
— Dzięki Featherpaw. Dziękuję, że jesteś — Stiffpaw uśmiechnął się szeroko do siostry i powoli pomaszerował w stronę wysokiej skały, na której siedziała Mapplestar. Usiadł u stóp skały, patrząc w górę na przywódczynię.
— Stiffpaw, jako liderka HollyClanu, mam prawo nadać ci miano głównego medyka. Silverlake wybrała dla siebie świetnego ucznia i choć nie zdążyła mianować cię medykiem, ja doskonale wiem, że jesteś gotowy. Wiem również, jakie imię będzie pasować. Na kolejne spotkanie medyków w czasie nowiu dotrzesz nie jako Stiffpaw, a jako Stiffclaw. Niech to imię przypomina ci, że nie zdołałbyś być idealnym wojownikiem z powodu swoich pazurów, ale za to będziesz kimś, do kogo ci wszyscy wspaniali łowcy i wojownicy będą przychodzić po pomoc.
Rozległy się okrzyki. "Stiffclaw! Stiffclaw!"
Młody medyk siedział dumnie u stóp Skały Słowa i patrzył z radością w oczach na Mapplestar. Liderka uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Wiedziała, jak wiele znaczy dla niego ta ceremonia. Doceniono go, pomimo tej inności, jaką przeklinał od wielu księżyców. A teraz był kimś ważnym!
— Zadomowiłeś się już z samotnością w norze? — zapytała Featherpaw, dotrzymując towarzystwa bratu, gdy ten próbował pogodzić się z utratą mentorki. Z jednej strony przecież powinien się cieszyć, został medykiem, ale z drugiej — Silverlake zniknęła, a on nie zdążył się z nią pożegnać.
"Jeśli zginęła, nie zobaczymy się już nigdy więcej" — pomyślał z przerażeniem. Był wręcz bliski płaczu. Ale musiał znaleźć w sobie siłę, by nie myśleć o utracie mentorki i o niepewnej przyszłości wszystkich kotów, które były bliskie śmierci.
— Nie zdołam sprzątnąć legowiska Silverlake. Nie tak wcześnie — szepnął, wąchając nieświeży już mech i owczą sierść. Medyczka wolała takie posłanie, niż to zbudowane z trawy i pierza.
— Nie śpiesz się. Skoro nie masz jej ciała, możesz pożegnać się w inny sposób dzięki temu posłaniu — Featherpaw wstała i podeszła do brata, siadając obok niego przy legowisku Silverlake. Uczennica położyła swój delikatny puszysty ogon na grzbiecie Stiffclaw'a. — Nie mogę uwierzyć, że mój młodszy braciszek dostał swoje pełne imię szybciej ode mnie!
— Jestem mądrzejszy od ciebie, to dlatego — kot parsknął złośliwym śmiechem. Featherpaw również się zaśmiała, nie miała nic przeciwko takim żartom. Wiedziała bowiem, że Stiffclaw uważa ją za kogoś bardzo ważnego w swoim życiu. Siedzieli chwilę w ciszy, którą przerwały kroki w tunelu prowadzącego prosto do nory medyka. Featherpaw podniosła się i zaczęła nasłuchiwać. Stiffclaw natomiast zastanawiał się, czy pierwsi pacjenci już zaczynają się schodzić.
Do nory wszedł Bramblefang, a za nim Oakpaw i Birchpaw. Stiffclaw nie czuł zapachu krwi, co oznaczać mogło dwie rzeczy — rodzina przyszła pogratulować medykowi, albo przyszła zabrać Featherpaw na polowanie.
— Stiffpa... Znaczy Stiffclaw! — zawołał Birchpaw, podskakując w stronę brata. — Niby urodziłeś się ostatni, a pierwszy dostałeś pełne imię. Gratulacje!
— Stiffclaw, spisałeś się, pomagając Tigerheartowi. Należała ci się nagroda — Bramblefang podszedł do syna i dotknął nosem jego ucha. — Jestem z ciebie taki dumny!
— Bramblefang, nie zapomniałeś o czym? — warknął Oakpaw stojący nieco z tyłu. — Mapplestar kazała nam wyruszyć na polowanie. Idzie z nami jeszcze Raincloud i Sunflower. Pośpieszmy się, Stos sam się nie uzupełni, a głośne brzuchy...
— Cicho, Oakpaw! — zawołała Featherpaw. — Mógłbyś pogratulować Stiffclaw'owi!
— Czego? — mruknął Oakpaw, obracając się tyłem do członków rodziny. — Jest tylko medykiem. A skoro nie ma już StarClanu, medycy nie są potrzebni.
Wszystkich wbiło w ziemię. Chłód słów Oakpaw'a zdziwił samego Stiffclaw'a, który myślał, że jego brat już nie zdoła niczym go zaskoczyć. A jednak...
Tak, to prawda, StarClan w jakiś sposób został zniszczony. Nikt nie wiedział jak. Koty, widząc pozbawione gwiazd niebo, z początku były zszokowane i zmartwione, lecz po śmierci niektórych wojowników i nie pojawianiu się gwiazd na niebie, zaniepokojenie zdziwiło się w przerażenie. Strach przed śmiercią.
Dlatego medyk jest ważniejszy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej — Stiffclaw musi powstrzymać śmierci członków jego Klanu do czasu, aż StarClan powróci. Oakpaw najwidoczniej tego nie rozumiał i wciąż myślał, że medycy byli potrzebni jedynie do tego, by rozmawiać ze StarClanem i powiadamiać Klan o woli zmarłych wojowników.
— Stiffclaw, musimy iść na patrol łowiecki, ale niedługo wrócimy i dotrzymamy ci towarzystwa — zawołał radosny Birchpaw, podbiegając do Oakpaw'a. Oboje zniknęli w tunelu. Featherpaw uśmiechnęła się do Stiffclaw'a, po czym zrobiła to, co jej bracia.
— Stiffclaw, muszę ci coś powiedzieć, zanim pójdę — Bramblefang podszedł do syna i szepnął mu do ucha. — Za dwa wschody słońca odbędzie się ceremonia twojego rodzeństwa. Czy to nie wspaniale?
— Więcej wojowników do leczenia — roześmiał się Stiffclaw, patrząc za swoim ojcem, jak znika w ciemności tunelu. Gdy szary kot upewnił się, że Bramblefang odszedł, natychmiast zrzucił z siebie maskę, której zadaniem było zmylenie innych kotów, pokazanie Stiffclaw'a jako szczęśliwego.
Więcej wojowników do leczenia i więcej możliwości, by zginąć i już nigdy nie spotkać się z bliskimi sercu kotami. — pomyślał Stiffclaw, kładąc się w legowisku Silverlake. — Odeszłaś, gdy potrzebuję cię najbardziej. Proszę, wróć.
Dwa wschody słońca minęły. Stiffclaw wiedział, że jego rodzeństwo stanie się wojownikami. Nie czuł jednak szczęścia — wyczuwał coś dziwnego. Instynkt medyka mówił mu, że nadciąga jakaś ogromna zmiana. Niekoniecznie dobra. Ale też niekoniecznie zła.
— Niech wszystkie koty zdolne łapać własną zdobycz zbiorą się pod Skałą Słowa! — rozległ się głos Mapplestar. Wszystkie koty wybiegły ze swoich legowisk, pozostawiły wykonywane zajęcia. Stiffclaw zasiadł bardziej z tyłu, by mieć dobry widok na wszystko, ale by przy okazji nie zwracać na siebie uwagi. Jego rodzeństwo stało blisko Skały. Cała trójka patrzyła na Mapplestar — Featherpaw i Birchpaw uśmiechali się szeroko jak młode kociaki, którym pozwolono poćwiczyć ciosy bitewne. Oakpaw jak zawsze siedział z nieruchomą miną, poważny i skupiony na Mapplestar.
— Dzisiaj jest wyjątkowy dzień! Powitamy w naszych szeregach trzech młodych wojowników! — poinformowała Mapplestar. Tłum nie wydał się zbytnio zaskoczony. Wszyscy prawdopodobnie już wiedzieli. Bramblefang bowiem znany był jako okropny gaduła, któremu lepiej nie powierzać sekretów. — Featherpaw, Birchpaw, Oakpaw, podejdźcie. Featherpaw, jako mentora miałaś naszą wspaniałą zastępczynię Birdflight. Wierzę, że przekazała ci ona całą swoją ogromną wiedzę i ogromne umiejętności łowieckie. Ufam również, że nauczyła cię pokory i lojalności wobec Klanu. Spisałaś się na wszystkich swoich sprawdzianach umiejętności doskonale. Jestem dumna, że mam prawo nadać ci twoje nowe imię. Od dziś Featherpaw będziesz znana jako Featherstorm. Zajdziesz daleko, młoda wojowniczko!
Stiffclaw poczuł przypływ radości i dumy. Siostra ukradkiem zerknęła do tyłu, by odnaleźć go wzrokiem. Gdy już jej się udało, posłała mu szeroki uśmiech, a Stiffclaw nie miał siły, by go nie odwzajemnić. Optymizm młodej kotki był zniewalający.
— Birchpaw, twoja kolej. Quietstep, twoja matka, poprosiła o szkolenie cię. Nie miałam nic przeciwko temu, bo widziałam, jak bardzo jesteście do siebie podobni i wiedziałam od samego początku, że Quietstep zrobi z ciebie idealnego wojownika. Wciąż musisz pracować, nie zapominaj, ale myślę, że twoja mentorka przekazała ci aż nazbyt wiele umiejętności. Quietstep, powinnaś być dumna, że masz takie wspaniałe dzieci — Mapplestar zwróciła się do białej kotki, która siedziała na samym przodzie zgromadzonych i uśmiechała się cały czas.
— Oczywiście, że jestem — kiwnęła głową.
— Birchpaw, od tej pory twoje imię będzie brzmiało Birchshade. Gratuluję!
Birchshade nie mógł wytrzymać z radości. Zamiast zachować powagę i usiąść, on musiał podskoczyć i na cały głos wykrzyczeć swoje nowe imię. Nikogo to nie zdziwiło, wszyscy — oprócz Oakpaw'a — albo się uśmiechnęli pod nosem, albo zaśmiali. Stiffclaw był w grupie tych pierwszych.
— Oakpaw. Podejdź — Mapplestar jak gdyby nagle spoważniała. Czy to może patetyczność Oakpaw'a opanowała całą atmosferę? — Wolfsong okazał się być dla ciebie doskonałym nauczycielem. Obserwowałam cię bardzo uważnie od początku twojego treningu. Już jako koniak wyróżniałeś się tym czymś, czego mnie brakuje. Potrafisz odsunąć od siebie wszelkie emocje. Nie zapominaj jednak, że trzeba je okazywać, zwłaszcza rodzinie i najbliższym ci osobom. Ponadto jesteś utalentowanym kotem, doskonałym łowcom, jak i nieustraszonym wojownikiem. Zaszczytem jest nadać ci twoje nowe imię. Zapewniam się, pracuj nad sobą dalej, a bez wątpienia zajdziesz wysoko. Nie zdziwiłabym się, gdybyś w przyszłości zajął miejsce lidera. Gratuluje... Oakshadow!
Zanim Klan miał szansę wykrzyczeć imiona nowych wojowników, z zarośli rosnących za Stiffclaw'em dobiegło zawołanie. Medyk obrócił się w stronę dźwięku, ponownie w stronę Mapplestar, i znów w kierunku krzyku.
— Birdflight! — liderka przywołała do siebie swoją prawą łapę i z zastępczynią u boku wbiegła w krzewy. Za przywódczyniami w zarośla rzuciły się jeszcze dwa koty — Oakshadow i Fallingstone, szary potężny kot. Stiffclaw również chciał dostać się na drugą stronę, ale nie zdążył wcisnąć choćby głowy pomiędzy liście, bowiem chwilę później Mapplestar i Oakshadow wyskoczyli z powrotem na otwartą przestrzeń. Nie byli jednak sami — pomiędzy nimi stała liderka drugiego klanu. Brązowo-beżowa kocica, zdyszana i rozdygotana, podtrzymywała się na boku Oakshadow'a. Jej pomarańczowo-złote oczy zdawały się przygasać ze zmęczenia.
— Wildstar, czemu krzyczałaś? — zapytała Mapplestar, patrząc na Wildstar.
— "I wróci do lasu krew, której wpierw było za dużo, a teraz jest zbyt mało." — Wildstar zacytowała słowa przepowiedni, którą usłyszała od swojego medyka wiele księżyców temu, zanim jeszcze StarClan zniknął. — Ta krew jest blisko. Poznałam ją dzisiaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz