Noc. Ciemność spowijająca świat przeraziłaby każdego, ale nie GrayStara. Szary kocur przedzierał się przez kolczaste krzaki z dumnie uniesioną głową. Zmierzał wgłąb lasu, co chwilę spoglądając za siebie. Tuż za kocurem człapały dwa kociaki - oba zmęczone, ale zdeterminowane, by dotrzymać kroku swojemu przewodnikowi.
- Chcecie odpocząć? - spytał GrayStar, szykując się już do postoju. Kocięta jednak chórem zawołały:
- NIE!
- Nie jestem zmęczony - powiedział beżowy kociak, wykrzywiając pyszczek w grymasie niezadowolenia.
- Ani ja! - zawtórował mu szaro-biały.
- Dobrze - GrayStar uśmiechnął się pod nosem. Poczuł przypływ radości i dumy. - Ruszajmy więc dalej.
"Są takie podobne do mojego brata. Byliśmy identyczni... On jednak się zmienił" - GrayStar pomyślał o swojej rodzinie i natychmiast spochmurniał. Chwilowe szczęście przemieniło się w smutek i rozczarowanie, a kot zaczął wątpić w sens własnej egzystencji.
W czasie, gdy GrayStar rozmyślał, cel jego wędrówki zbliżył się na tyle, by dało się słyszeć głosy wielu kotów, a przede wszystkim okropny harmider. Szary kocur uniósł głowę i zaczął nasłuchiwać. W sekundzie zrozumiał, że sytuacja jest poważna.
- Poczekajcie tutaj - szepnął do kociąt i samotnie wskoczył w krzaki przed sobą. Roślinność zaczęła się przerzedzać, aż wreszcie z widoku zniknęły drzewa, a pojawiła się dosyć duża polana, na której tłoczyło się kilkadziesiąt kotów.
- GrayStar! - klan zawołał, spostrzegając swojego lidera. Ten uważnie przeskanował wzrokiem wszystkie koty i odnalazł tego właściwego. WhiteLeaf stała nieopodal legowiska królowych. GrayStar kilkoma susami dopadł białej kocicy.
- Co tu się stało, kiedy mnie nie było? Wszyscy wydają się przerażeni.
- GrayStar - zaczęła medyczka, patrząc wszędzie, ale nie na lidera - StarClan przestał istnieć. Twój brat posunął się do zbrodni, której nie ma kto mu wybaczyć! To koniec klanów! Bez StarClanu nie ma nas...
Coś niewidzialnego, ale niesamowicie potężnego uderzyło GrayStara w głowę. Niczym ogromny kamień rzucony do wody lider osunął się na ziemię, nie mogąc przetworzyć słów, które przed sekundą usłyszał. Jeszcze jedno uderzenie serca temu wierzył, że wszystko się ułoży, że klątwa zostanie zdjęta, gdy powróci nadzieja w postaci dwóch zagubionych kociąt. Ale nic z tego - GrayStar się spóźnił i nie da się już nic zrobić.
- GrayStar, to koniec. I wszystko przez twojego brata. Z ogromną przyjemnością obdarzam RedLine'a kolejną klątwą - za zniszczenie StarClanu swoją nienawiścią przeklinam jego dzieci oraz dzieci jego dzieci. Nie wróci żaden z nich do lasu dopóty dopóki StarClan nie wróci na nieboskłon.
- WhiteLeaf! - GrayStar, chcąc zaprotestować, rzucił się na medyczkę i przygniótł jej ramiona swoimi przednimi łapami. - Nie możesz tego zrobić!
- A RedLine mógł zabić członków StarClanu!? Mam prawo użyć ostatnich mocy naszych przodków, by las stał się choć na kilka pokoleń dobrym miejscem!
- Żebyś umarła dwa razy! - GrayStar z wściekłości wysunął pazury, wbijając je w ciało WhiteLeaf. Ta krzyknęła z bólu.
- I z ostatnim pozwoleniem rozkazuję i tobie opuścić las! Krew z krwią iść powinna. Takich więzów nie zniszczysz! Lepiej odejdź.
GrayStar niewiele myśląc zeskoczył z kocicy i odwrócił się. W jego stronę biegły ucieszone dwa kocięta. Dawny lider HollyClanu nienawidził swojego brata, ale nie miał serca, by odrzucić jego dzieci. Przecież one niczemu nie zawiniły.
- GrayStarze! Co to za miejsce? Tutaj zamieszkamy? - ucieszył się beżowy kociak, ocierając się o łapę szarego kocura.
- Nie. To już nie jest nasz dom.
I z tymi słowami StarClan powoli zaczął odchodzić, tak jak GrayStar opuszczał las. Z nieba powoli, pojedynczo znikały kolejne gwiazdy, aż została tylko jedna, najjaśniejsza.
- GrayStar, jeszcze tu wrócisz. I to nie sam. Odchodzisz w grupie, powrócisz także w towarzystwie - przemówiła WhiteLeaf, wskakując na dużą skałę. - Spójrzcie w niebo. StarClan odszedł, co nie znaczy, że nigdy nie wróci. Ta jedna gwiazda to nadzieja. HopeEye będzie naszym wybawieniem, choć jeszcze nie teraz. GrayStar i RedLine to bracia, oboje opuścili las, ale jeden powróci. Moja klątwa zostanie zniszczona przez najpotężniejsze narzędzie na całym świecie.
Nagle niebo rozświetliła potężna błyskawica.
- Z uderzeniem pioruna gwiazdy zaświecą ponownie.
Night. That great darkness would scared everyone, but not GrayStar. Gray Tom waded through bramble bushes with his proudly raised head. While walking through forest, he had to look back sometimes, 'cause just behind his legs were walking two tiny kits - they were tired, but determined to keep up with their guide.
- Wanna rest for a second? - GrayStar asked, preparing to sit down, but kits screamed:
- NO!
- I'm not tired at all - said beige kit with determinasion on his muzzle.
- Neither am I! - shouted gray-and-white kit.
- Good - GrayStar smiled with pride. - So let's go.
"They're so much like my brother. We were the same in past... But he changed" - GrayStar though about his family and gradually his muzzle shined with pain and sadness. In a second hapinnes turned into disappointment and gray cat started to doubt his own existence.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz