+

Cytat

"Look for the one Marshall loves the most"

Rozdział 1

Strike siedział na płocie, nie odrywając wzroku od pojedynczej gwiazdy, która świeciła na bezchmurnym, nocnym niebie. Od zawsze zastanawiał się, dlaczego gwiazdy zniknęły. Pamiętał tylko urywki sprzed tych kilku księżyców*, ale w jego umyśle utkwił widok rozświetlonych gwiazd, które powoli jak gdyby spływały z nieba. Musiało się wtedy wydarzyć coś bardzo poważnego. Na tyle poważnego, by gwiazdy spadły z nieba.
"Ciekawe czy spadły, czy przestały świecić. Marshall nigdy nam nic nie opowiedział, a inne stare koty ciągle wymyślają nowe historie. To niesprawiedliwe" - pomyślał beżowy kot, krzywiąc się nieznacznie. Strike westchnął, przeciągnął się ostrożnie, by nie spaść z płotu i ponownie wygodnie się na nim ułożył.
Nagle ciszę przerwał dziwny dźwięk, jak gdyby kot drugiego kota ze skóry obdzierał. Strike spojrzał na las, który niczym magnes przyciągał spojrzenie młodego kota.
- Powiem szczerze, że nie zdziwi mnie, jeśli wejdziesz do lasu pewnego dnia - odezwał się znajomy głos tak niespodziewanie, że Strike podskoczył w miejscu, prawie spadając z płota. Spojrzał w dół. Na podwórku pod płotem stał duży szaro-biały kocur imieniem Sword, brat Strike'a.
- Przestraszyłeś mnie, braciszku - mruknął Strike, ponownie odwracając głowę w stronę lasu. Po chwili Sword wskoczył na płot, usiadł i ułożył swój długi ogon na ciele Strike'a. - Czemu uważasz, że wejdę tam?
- Gdybyś ty widział swoje spojrzenie... Też byś nie miał wątpliwości co do tego. Nie rozumiem tylko, dlaczego Marshall tak zakazuje nam tam iść - Sword pokręcił głową. - Właściwie to ja nawet tam nie chcę iść. Dobrze mi z obrożą na szyi.
Strike zerknął kątem oka na swojego brata. Na jego szyi wisiała luźna, zielona obroża z dzwoneczkiem. Beżowy kocur skrzywił się na samą myśl, że i jemu Dwunogi chciały to coś założyć.
- Nie rozumiem, jak ty możesz się na to zgadzać. Gdybym ja musiał nosić obrożę, to bym chyba postradał wszystkie zmysły. Okropne!
- Ty tak uważasz - Sword wzruszył ramionami, po czym wbił uważny wzrok w krzewy na brzegu lasu. - Tam pewnie mieszkają jakieś potwory, które nie chcą, żebyśmy je odwiedzali.
- E tam! - prychnął Strike z ogromną pogardą w głosie. - Aleś ty głupi braciszku! Nie ma potworów. Są tylko te Potwory, które poruszają się po tej twardej szarej ubitej ziemi.
- Wciąż się nie nauczyłeś, że to samochody? One tak się nazywają - sprostował Sword.
- Wiesz, nie jestem fanem tych słów, które Dwunogi wymyślają. Nie mam pojęcia jakim cudem pojąłeś ich język!
- Nie spędzam tyle czasu na tym płocie co ty. Wolę siedzieć w domu - Sword ziewnął. - Pora na kolację. - Odwrócił się i zeskoczył z płotu na ziemię. - Idziesz?
- Nie jestem głodny - miauknął Strike, podążając wzrokiem za odchodzącym do domu Swordem. - Nigdy go nie zrozumiem. Zamienił się w Dwunoga normalnie.
Kocur odprowadził spojrzeniem Sworda do samego domu, a gdy szaro-biały kot zniknął za drzwiami, Strike ponownie wbił podekscytowany wzrok w samotną gwiazdę. Miał czasami wrażenie, że ta świeciła jaśniej, gdy spoglądał na nią, ale od razu nazywał to totalnym idiotyzmem i rezygnował z patrzenia na niebo.
"Może mi się wcale nie zdaje?" - pomyślał tej nocy, siedząc samotnie na płocie. "Marshall mógłby mi doradzić, wyprowadzić z błędu, albo naprawdę cokolwiek zrobić, żebym nie popadł w chorobę psychiczną. Niedługo to ja paranoi dostanę przez tę gwiazdę!".
- Strike! - odezwał się Sword, wystawiając głowę zza drzwi. - Chodź! Ludzie będą nas kąpać!
- Dwunogi, Sword! Dwunogi! - Strike westchnął przeciągle. Myśl o kąpieli była równie dręcząca jak wizja noszenia obroży.

Strike po przymusowej kąpieli wygramolił się z tej dziwnej śliskiej rzeczy, w której Dwunogi się myją. Otrzepał się z nadmiaru wody, nie dał się nawet wytrzeć, po prostu od razu poleciał do dużego pomieszczenia z ogromnymi przeźroczystymi dziurami w ścianach, by popatrzeć na las. Wskoczył na parapet i wygodnie ułożył się na poduszce.
- Strike, może powinieneś po prostu zamieszkać w budzie jak psy, skoro tak bardzo nie chcesz siedzieć w domu? - zagadnął Sword, spacerując po pomieszczeniu, które nazywał "salonem". Szybko znalazł sobie wygodne miejsce pod stołem i tam też się położył, nie spuszczając wzroku ze swojego brata leżącego na parapecie.
- Marshall nie pozwala - westchnął Strike, kładąc głowę na łapach. Zwrócony był plecami do całego pomieszczenia, ale zdawało mu się, że wie doskonale co robią Dwunogi i co robi Sword.
- Od kiedy to wielki Strike słucha się kogokolwiek? - Sword wybuchnął głośnym śmiechem.
- Nie drwij sobie ze mnie! - Strike obrócił gwałtownie głowę w kierunku brata i kłapnął zębami. - Oboje wiemy, że zadzieranie ze starym Marshallem jest wyrokiem śmierci.
- Proszę cię, stary nie skrzywdziłby nawet muchy. Z tego co pamiętam, to ty jako jedyny z domowych kotów w okolicy polowałeś na myszy. Marshall nie rusza się ze swojego pokoju. Nie lubi wychodzić na dwór! Co on ci może zrobić, jeśli nie dowie się nawet, że wyszedłeś się przejść po lesie? - Strike zainteresował się rozumowaniem Sworda, dlatego po wysłuchaniu tego wywodu zeskoczył z parapetu i położył się obok brata.
- Co mam zrobić, żeby nikt się nie dowiedział, że zniknąłem na pewien czas? - zapytał z nadzieją w oczach. Radość powoli zaczynała się tlić na dnie jego serca. - Sword, ale ty nikomu nie powiesz, jeśli pójdę do lasu, prawda? - Sword spojrzał ze zdziwieniem na brata, jak gdyby to pytanie było dla niego prawdziwą niedorzecznością.
- Coś ty braciszku! Jak możesz w ogóle myśleć o tym? Nigdy bym cię nie zdradził. W końcu jesteś moim młodszym bratem! - Sword otarł swój biały pysk o ramię brata.
- Młodszy tylko o kilka chwil!
- Kilka chwil zmienia wiele. Więc żeby nie marnować cennego czasu, to teraz zdradzę ci mój plan. Słuchaj uważnie... 


*księżyc - jednostka czasu używana przez dzikie koty oraz część tych domowych jak Strike; jeden księżyc odpowiada jednemu miesiącowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS | x x.